Ogarnęło go poczucie beznadziejności - beznadziejności oswojonej i ciepłej, przez co jeszcze bardziej beznadziejnej. Zatrzymał się przy oknie. Ścieżka ginęła w jesiennym dywanie opadłych liści i w mroku: była tak blisko i zarazem tak daleko, jak Paryż, jak Byt, jak Wolność. Wyrzekł się tych prostych życiowych ścieżek częściowo z własnej woli, częściowo wbrew niej. Natura była abstraktem, snem. Rzeczywistość natomiast zamykała się tutaj, między korytarzykiem, pielęgniarzem i salą.

Your Comment Comment Head Icon

Login